Po-wołanie
,,Małżeństwo, życie konsekrowane, kapłaństwo – każde powołanie zaczyna się od spotkania z Jezusem, który daje nam radość i nową nadzieję; prowadzi nas także poprzez próby i trudności, do coraz pełniejszego spotkania z Nim i do pełnej radości. Pan nie chce mężczyzn, kobiet, którzy idą za Nim, żałując, nie mając w sercu wichru radości. Jezus chce mieć ludzi, którzy doświadczyli, że przebywanie z Nim daje ogromne szczęście, które może być ponowione każdego dnia’’ – papież Franciszek, katecheza środowa, 30 sierpnia 2017 r.
Bóg zechciał, abyśmy istnieli, więc postanowił nas stworzyć. Od momentu naszego zaistnienia, w głębi naszych serc mamy wpisaną tęsknotę za tym, aby ponownie zjednoczyć się ze swoim Stwórcą. Można powiedzieć, że naszym życiowym zadaniem jest odgadnąć, kim Bóg chciał, abyśmy byli, a następnie zrealizować tę misję – po to, abyśmy doszli do spełnienia siebie przed ponownym spotkaniem z Nim. Jedni robią to wcześniej, drudzy później – wszystko zależy od tego, jak szybko udaje nam się odnaleźć klucz do odczytania Boskiej mapy dla naszego życia.
Każde po-wołanie trzeba więc usłyszeć. Do tego potrzebna jest niewątpliwie zatrzymanie się oraz umiejętność zasłuchania się w głos odwiecznego Boskiego wołania. Po uświadomieniu sobie, że jesteśmy przez Kogoś wołani, potrzeba nam wsłuchać się, w jakim kierunku mamy zmierzać. Jaka konkretnie jest nasza misja, do czego Bóg nas powołuje? Czy jest to życie w małżeństwie, w kapłaństwie czy jako osoba konsekrowana? Przy badaniu specyfiki naszego powołania, dobrze jest wziąć pod uwagę nasze naturalne predyspozycje, talenty oraz charyzmaty, jakie Bóg w nas złożył. Jeśli na przykład nie umiesz za dobrze śpiewać, to raczej nie masz charyzmatu dominikańskiego – ale jest szansa, że będziesz dobrym jezuitą! Nie jest to jednak generalną zasadą, ponieważ Bóg powołuje człowieka do zadań, które na początku przekraczają jego uzdolnienia czy duchowe obdarowanie. Od człowieka zależy jednak to, czy przekroczy próg strachu i podejmie ryzyko.
Ucieczka przed powołaniem
Lęk przed realizacją powołania jest czymś naturalnym. Może to nam pokazywać, że traktujemy sprawę na poważnie oraz że jesteśmy świadomi odpowiedzialności, jaka jest związana z naszą decyzją. Równie dobrze może być tutaj ukryta informacja, że czegoś się biomy – albo że tak naprawdę nie chcemy podjąć naszego powołania, ponieważ z takim bliżej nieokreślonym bezsensem jest nam wygodnie i nie interesuje nas jakakolwiek zmiana. Lubimy po prostu siedzieć na kanapie i narzekać, że nie wiemy, co mamy zrobić. Gdybyśmy stanęli w prawdzie, może umielibyśmy znaleźć u siebie wspólne cechy z prorokiem Jonaszem lub Jeremiaszem?
Wicher radości
Człowiek zaproszony przez Jezusa do kontynuacji Jego misji – mówi i działa w sposób radosny. Wchodzi i w sytuacje przyjemne, i w trudne, a dzięki namaszczeniu Duchem Świętym wychodzi z nich z nadzieją i optymizmem. Bóg nie potrzebuje najemników, którzy pracują w godz. 8-16, nie szuka sympatyków, którzy chcą się przetestować w jednym lub drugim rodzaju życia. Nie, On chce przyjaciół, którzy będą dobrymi gospodarzami we wszystkim, co robią: w małżeństwie, z życiu kapłańskim czy konsekrowanym. Bóg potrzebuje ludzi płodnych, którzy żyjąc pod natchnieniem Bożego Ducha – sami będą się starali odgadnąć wolę Bożę i sami będą wychodzili z inicjatywą, aby rozpowszechniać królestwo Boże na ziemi. Myślę, że takim dobrym weryfikatorem przy dokonywaniu jakiegokolwiek wyboru życiowego, jest postawienie sobie właściwego pytania. Ale nie pytania: czy ja wytrzymam w zakonie lub w małżeństwie (o co często pytamy), lecz: czy wspólnota/ żona/ mąż wytrzyma ze mną? Czy jestem gotowy żyć spalając się dla innych, czy chcę zrealizować tylko samego siebie?
Podróbka powołania
Generalnie w Kościele wszyscy są do czegoś powołani. U Pana Boga nie ma ludzi bezrobotnych. Wszystko zależy od tego, czy będziesz chciał wejść we współpracę z Bożą wolą. Adam i Ewa zostali stworzeni razem jako para, więc już w pierwotnym zamyśle Boga zostaliśmy powołani do życia w relacji do Boga i do drugiej osoby. SAM-emu ciężko jest wejść do nieba! Dlatego, moim zdaniem, nie ma w Bożej optyce powołania czegoś takiego jak żyjący samotnie singiel. Dlaczego? Dlatego, że do samotności często przykleja się egoizm – jako przeciwieństwo prawdziwej miłości, która chce żyć dla innych. A wtedy SAM robię, co chcę i kieruję się własnym interesem. Tego nie było w Bożym zamyśle, to jest iluzoryczna podróbka POWOŁANIA.
Codzienny up-date
Jeśli zdecydowaliśmy się odbić od brzegu i wsiedliśmy do łodzi naszego życia, to znaczy, że decyzja została już podjęta. Na początku może być trochę trudno przyzwyczaić się do nowych warunków, do zwyczajów żony/ męża/ wspólnoty. Ale prędzej czy później wyrobimy w sobie tę sprawność i nasze powołanie będzie przynosiło nam satysfakcję. Jednak aby nie wpaść w stagnację, potrzebujemy codziennie na nowo mówić żonie/ mężowi/ Bogu: TAK. Nie da się zrobić tego raz i żyć w przekonaniu, że to wystarczy. Dbanie o to, aby nasza relacja małżeńska czy też nasza miłość do Chrystusa była wciąż świeża i mocna – potrzebujemy często wracać do naszego pierwotnego zakochania. Dlatego musimy powtarzać Bogu i najbliższym nasze pierwsze wyznanie miłości, wraz z Maryją co dzień, na nowo mówić FIAT.
Moje ja zamienia się w boskie MY
Pan Bóg stwarzając świat, nadał mu określony cel. A stwarzając nas na tym świecie –nadał nam określony sens, który mamy odkrywać. W obecnym czasie mamy ogromny dostęp do różnych świadectw, biografii wielu świętych i błogosławionych, osób świeckich czy też konsekrowanych. Możemy zachwycić się i inspirować ich postawami, możemy także czerpać z ich przykładów. Jednak wszelkie próby bezpośredniego kopiowania – doprowadzają do komicznego małpowania. Warto włożyć trochę wysiłku i znaleźć tę specyficzną misję, którą Bóg dla mnie przygotował. Jeśli realizacja mojego powołania przemienia życie (nie tylko moje, ale i innych ludzi wokół mnie), jeśli umiem rezygnować ze swoich roszczeń i chcę żyć dla innych – to dobry znak wskazujący, że jestem już blisko ideału, jaki ukazał nam swym życiem Jezus.
o. Mariusz Balcerak SJ