By iść właściwą drogą … o rozeznaniu

By iść właściwą drogą … o rozeznaniu

Wprowadzenie

 

Nasze życie jest pielgrzymką do domu Ojca w niebie, która wiedzie przez codzienność spraw, osób, radości i przeciwności życia. Zauważamy w sobie tajemnicze pociąganie „ku górze”, pewne pragnienie, które nie pozwala nam się zatrzymać i każe nam chcieć czegoś więcej i iść dalej. Czujemy nieustannie pociąganie ku niebu, a jednak przychodzi nam twardo stąpać po ziemi. Jesteśmy stąd, a jakby nie stąd (Do Diogneta). Odczuwamy więc w sercu napięcie, wręcz rozdarcie: „Z dwóch stron doznaję nalegania – mówi św. Paweł – pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze,  pozostawać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne.” (Flp 1, 23-24).  Życie każdego człowieka – wierzącego, ateisty, chrześcijanina – jest taką samą drogą. Bywa ona piękna i równa, ale również niekiedy wąska, niebezpieczna i kręta. W tej wędrówce możemy, jak Naród wybrany, tracić cierpliwość i narzekać. Możemy próbować ucieleśnić sobie Boga wytapiając cielca z naszych drogocenności. Niektórzy z nas nie poznawszy osobiście Boga lub poznawszy Go poprzez podobieństwo np. do naszych ojców, mogą gubić się w codzienności, a wędrówka wydłuża się. Czujemy się zaproszeni do osiedlania się na ziemi, gromadzimy bogactwa (zob. Łk 12, 20), żyjemy doczesnością, tymczasowością, przyjemnością. W konsekwencji również perspektywa nieba staje się odległa, a to, co z Bogiem związane, przestaje pociągać. Skąd w nas te sprzeczne pragnienia? Dlaczego z pielgrzymów stajemy się domatorami tymczasowości? Sądzę, że to, co przeciwne naszemu szczęściu przez duże „Sz”, pochodzić może z podszeptów złego ducha, który w sposób podstępny i inteligentny, kusi szczęściem przez małe „sz”, byśmy w owej wędrówce się zatrzymali, nie pragnęli, od Boga się odwrócili. Szatan bazuje przy tym na naszych potrzebach poczucia wartości, znaczenia. A im bardziej tego potrzebujemy, tym łatwiej nam zaakceptować byle jakie szczęście. Działanie złego w dzisiejszym świecie prowadzi do zagłuszenia w człowieku potrzeby Boga. Toczy się więc subtelna walką o nasze Szczęście (zob. Ef 6,12). W natłoku informacji, reklam, koncepcji na szczęście, osobistych wizji na życie, a przy tym przy ogromnym pędzie cywilizacji, mamy prawo czuć się zagubieni. Tracimy nadzieję i pytamy: W którą stronę iść, co wybrać, jak żyć?. I tu pojawia się konieczność rozeznania.

 

Po co jest rozeznawanie?

 

W zmienności i szybkości życia potrzebne jest nieustanne rozeznawanie: indywidualne (Co jest moim powołaniem? Czy wybrać tę pracę? Co zrobić, gdy brakuje pieniędzy?), czy wspólnotowe (Jak utrzymać rodzinę? Gdzie posłać dzieci do szkoły? Jak reagować wobec kryzysu córki nastolatki? Jaki rodzaj apostolstwa powinna podjąć wspólnota?). Te rozważania o naszej codzienności dotyczą najczęściej przyziemnych spraw. Rzadziej przychodzi nam rozeznawać to, czego wzajemnie od siebie oczekujemy, czego pragną i co przeżywają nasi najbliżsi, czego pragną parafianie? Dopiero na końcu pojawia się, lub nie pojawia się wcale, Bóg. Jeśli  faktycznie żyć prawdą, że jestem Jego dzieckiem, to dziecko – na ile relacja jest dobra – winno, a raczej chce, pytać swoich rodziców o radę i zdanie. Rozeznajemy, by dokonywać słusznych wyborów, by podejmować dobre decyzje.

 

Rozeznawanie duchowe ma prowadzić do umiejętności czytania i rozróżniania tego, co z wydarzeń codzienności, naszych pragnień i myśli pochodzi od Boga, a co od złego ducha. By jednak umieć dostrzec Bożego Ducha, żywego i działającego w naszej codzienności, powinienem: chcieć Go słuchać (moja osobista modlitwa) i być człowiekiem wolnym. Bóg chce do nas mówić i dawać konkretne wskazania na życie. Nie zmusi nas jednak do tego, byśmy Go słuchali. Dał nam wolną wolę, byśmy nie musieli, ale chcieli, z Nim budować nasze życie. Tak wiec podstawowym pytaniem jest: czy ja chcę Go słuchać? To ode mnie zależy kogo lub czego słucham, kto ma na mnie wpływ i czy w tym jestem wolny. W zmienności i wielości spraw i zadań, jeśli nie będę brał odpowiedzialności za własne zachowanie, czyny, wybory, to świat weźmie mnie w swoje „posiadanie”. Stanę się przedmiotem, z którego „korzystają” media, reklamy, Internet. Jeśli nie będę miał świadomości tego, kim jestem, jaki jest cel mojego życia i nie będę wybierał zgodnie z tym, kim naprawdę jestem, inni będą mieli na mnie ogromny wpływ. Mogę stać się niewolnikiem.

 

Tak więc rozeznanie ma doprowadzać do podejmowania dobrych decyzji: tzw. wyborów niezmiennych (małżeństwo czy kapłaństwo), jak i tych zmiennych, które dotyczą naszej obecnej sytuacji życiowej (wybór pracy, przyjęcie pieniędzy, podjęcie zaangażowania apostolskiego). Każdy z wyborów winien być ostatecznie szukaniem woli Bożej, który nade wszystko pragnie, byśmy byli szczęśliwi. On daje nam życie, wskazania, wolną wolę i swoją pomoc, byśmy realizowali nasze człowieczeństwo w sposób twórczy. Szukanie woli Bożej jest więc szukaniem własnego, prawdziwego, szczęścia. Szczęścia nie ulotnego, ale tego, które trwa!

 

Jak więc rozeznawać? Jedni posługują się czysto rozumowymi argumentami, ważąc „za” i „przeciw”, inni natomiast opierają swoje rozeznanie i wybory na własnej intuicji. Są również i tacy, którzy szukają drogi pośredniej: rady, konkretnej odpowiedzi kierownika duchowego lub spowiednika, albo sięgają do Biblii. Wszystkie te sposoby rozeznania mają swoje uzasadnienie i mogą być drogą dotarcia do prawdy, jakkolwiek każdy z nich może nieść zagrożenie subiektywności, czy narażenia się na podszept złego. Jeśli rozważam tylko rozumem, mogę nie brać pod uwagę tego, co jest w moim sercu. Zdanie się na kierownika w niektórych przypadkach ma sens, ale bliźni nie może mi powiedzieć jak żyć. Jeszcze inne zagrożenie może pojawiać w zbytnim przekonaniu, że każde otwarcie Biblii jest Bożą odpowiedzią dla mnie. Niepokojące są sytuacje we wspólnotach charyzmatycznych, w których nadużywa się określeń: „Pan mi powiedział”, „Pan kieruje do nas takie słowo”. Na czym bowiem opieramy tę pewność, że to właśnie On do nas mówi?

 

Czym się kieruję w moim życiu? – podstawowe pytanie

 

Człowiek powinien pytać: czym się kierować przy dokonywaniu wyborów. Tak, jak w polityce kierować się możemy sympatią czy uprzedzeniem, inteligencją, erudycją kandydata lub programem politycznym, tak w każdym wyborze dokonywanym codziennie kierujemy się lub jesteśmy kierowani pewnym mottem. Każdy z nas dąży do dobra i szczęścia w życiu, ale inaczej je rozumie. Mało kto wybiera zło, dlatego, że to jest zło. Dużo częściej wybieramy zło, bo wydaje się ono dla nas dobrem, źródłem szczęścia. Trzeba mieć świadomość czym de facto się w życiu kieruje, co jest celem mojego życia. Czasem momentem refleksji na temat moich życiowych priorytetów staje się rozczarowanie, czy kryzys, bo wtedy namacalnie przekonujemy się, że to, w czym pokładałem ufność wcale lub nie do końca daje mi szczęście.

 

Dla każdego chrześcijanina najwyższą wartością jest Bóg, a wypełnianie Jego woli drogą do szczęścia. Praktyka pokazuje jednak, że jest w nas i inne prawo (zob. Rz 7, 21-23), szukamy bardziej siebie, popadamy w obojętność. Każdy człowiek przeżywa więc rozdarcie i próbuje sobie z nim poradzić. Jest ono wpisane w naszą ziemską egzystencję i iluzją jest myśleć, że da się je zlikwidować. Zanim człowiek dokona wyboru, winien pytać się w imię czego chce żyć i wybierać! Dla chrześcijanina przyjęcie Jezusa Chrystusa, winno pociągać za sobą decyzje, które są zgodne z Jego nauką. Jednak nie sposób kogoś przymusić by wierzył. Człowiek, który trzyma się swojego schematu czy motta życiowego, jest w stanie zmieć swój styl życia jedynie wtedy, gdy zobaczy, że można żyć, rozeznawać i wybierać lepiej, niż dotychczas. Jeśli zachwyci się Chrystusem, będzie chciał układać życie wg Jego wskazań, będzie chciał Go poznać, by Go naśladować. Jakże istotne jest więc głoszenie życiem i słowem, że Bóg jest dobrem i szczęściem (Rz 10, 14-15). Jeśli więc nie ma naszego świadectwa, wiara jest postrzegana jako teoria czy ideologia.

 

Wydaje się, że żyjemy w czasach, gdzie w wielu naszych kościołach, parafiach czy wspólnotach, wygasł entuzjazm wiary. Jedni pozostają wierni (i dobrze!) z przyzwyczajenia, poczucia odpowiedzialności, tradycji.  Tu wybory są prostsze, bo żyjemy wiarą bez zadawania sobie zbędnych pytań. Zdarza się jednak, że taka wiara ogranicza się do praktyk pobożności, które wprawdzie dają punkt odniesienia w życiu, ale nie dają radości. Inni wiedząc brak żywotności odchodzą szukając czegoś innego. Są też tacy, którzy próbują walczyć o ożywienie swojej wiary, o odnowienia życie w Duchu Świętym przez poszukiwanie wspólnot, grup, kierownictwo duchowe. Apostołowie, święci i błogosławieni Kościoła spotkali się osobiście z Jezusem, który ich zachwycił, a to przewartościowało ich dotychczasowe życie i poszli za Nim (zob. Łk 5, 1-11), poznali Go i chcieli upodobnić się do Niego. Podobnie jest z nami. By zacząć żyć, rozeznawać, wybierać wolę Boża, wielu najpierw chce się przekonać, czy warto, czy jest On wystarczająco atrakcyjny, żywy i autentyczny, czy opłaca się żyć nauką Bożą. Tu leży podstawa jakiegokolwiek następnego wyboru: zrozumienie i świadomy wybór kogo chcę teraz słuchać.

 

Dla zobrazowania odwołam się do doświadczenia duchowego św. Ignacego z Loyoli, z czasów jego nawrócenia.  Żyjąc pragnieniem świata zaczynał się zachwycać żywotem świętych. Lektura ta skłonił go po poczynienia następujących obserwacji: Jednakże w tym [następstwie myśli] była taka różnica: kiedy myślał o rzeczach światowych, doznawał w tym wielkiej przyjemności, a kiedy znużony porzucał te myśli, czuł się oschły i niezadowolony. Kiedy znów myślał o odbyciu boso pielgrzymki do Jerozolimy lub o tym, żeby odżywiać się samymi tylko jarzynami i oddawać się innym surowościom, jakie widział u świętych, nie tylko odczuwał pociechę, kiedy trwał w tych myślach, ale nawet po ich ustąpieniu pozostawał zadowolony i radosny. Nie zwracał jednak na to uwagi ani nie zatrzymywał się nad ocena tej różnicy aż do chwili, kiedy pewnego razu otworzyły mu się nieco oczy i kiedy zaczął dziwić się tej różnicy i zastanawiać się nad nią. To doświadczenie doprowadziło go do zrozumienia, że jedne myśli czynił go smutnym, inne radosnym. I tak powoli doszedł do poznania różnicy duchów, które w nim działał – jednego szatańskiego, drugiego Bożego.” (św. Ignacy, Opowieść Pielgrzyma. Autobiografia, WAM, Kraków 2002, s. 35).

 

W którą stronę? Między dobrem a złem – podstawowy wybór

 

Dopiero kiedy człowiek zainteresuje się Jezusem, zaczyna przyjmować Boże kryteria rozróżniania dobra i zła. Przyjmuje Boże przykazania rozumem, bo wydaje się to logiczne lub sercem, kiedy został porwany przez Niego (cud, uzdrowienie, nawrócenie, wysłuchana modlitwa). Boże przykazania, tak, jak zakazy i nakazy rodziców, mogą być dla mniej czy bardziej zrozumiałe. Ufamy jednak, że Ten, który chce dobra, daje je, by chronić, a nie unieszczęśliwiać! Tu zaczynamy dokonywać wyborów moralnych i wiele do powiedzenia ma nasze sumienie. Na tym etapie naszego życia duchowego dojrzewamy do radykalizmu zerwania z grzechem ciężkim, czyli świadomym i dobrowolnym (zob. św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia Duchowe, 165). Drogowskazami są przykazania Boże, nauka wyjaśniająca Jezusa Chrystusa, nauka Apostołów, tradycja i nauczanie Kościoła. Otrzymujemy narzędzia i pomoc, ale zaproszeni jesteśmy do osobistej walki o czystość serc. W tej pracy nad sobą Jezus zapewnia, że sobie poradzimy (zob. 2 Kor, 12, 9). Jest to droga osobistej odpowiedzialności za własne życie, na której jesteśmy prowadzeni przez Boga i kuszeni przez złego (Reguły rozeznawania I tygodnia mówią o człowieku, który pragnie zerwać z grzechem. Pragnących poznać je głębiej odsyłamy do udziału w rekolekcjach ignacjańskich).

 

Zerwanie z rzeczywistością grzechu ciężkiego to jak wykarczowanie gąszczu chwastów z pola mojego życia, które wprawdzie dawały coś, ale też bardzo raniły. Raz uporządkowane pole domaga się jednak dalszej troski o uprawę. Zaproszeni jesteśmy, by próbować rozróżniać i odrzucać nawet grzech lekki. Jest to systematyczna troska o moje serce, by nie pokrywało się „kurzem codzienności” oraz następny krok w drodze ku lepszemu. Rozeznanie kondycji serca i skłonność do grzechów, wymaga systematycznej refleksji i modlitwy. Zapewne w naszym osobistym doświadczeniu zauważamy tę zasadę, że granica między naszą wiernością a niewiernością jest bardzo wąska. Zawsze rozpoczyna się od prostych, z pozoru błahych spraw. Znany jest przepis na ugotowanie żaby: „Jeśli żabę wrzucić do wrzątku, wyskoczy! Jeśli wrzucę ją do zimnej wody i będę stopniowo podgrzewał, da się ugotować!” Ilu z nas dało się już tyle razy ugotować… Jest jednak nadzieja: Jezus Chrystus, których wychodzi na spotkanie każdego zbłąkanego, by go przyprowadzić do Miłosiernego Ojca. Tu też potrzeba rozeznania kogo słuchać w takich momentach: czy Boga, który przekonuje, że zawsze mam szansę, czy też złego, który prowokuje zniechęcenie, rozpacz i przekonuje o niemożności powrotu.

 

Jak żyć by ŻYĆ? – fundament naszego życia

 

Wybór drogi Bożej to nie tylko rozeznawanie między dobrem a złem. W praktyce życia duchowego mówimy, że wybieramy dobro a nie zło, ale w rzeczywistości często ograniczamy się jedynie do odrzucenia zła myśląc, że to wystarczy. Widać to np. w  spowiedzi, gdzie przychodzimy z tym, że nie unikaliśmy okazji do zła, ale rzadziej mówimy o tym, że unikaliśmy czynienia dobra. Nie jesteśmy wprawdzie źli, ale jesteśmy bierni! Trzeba twórczości w przeżywaniu naszego życia. Można do skarbony naszego życia składać dziesięciny, albo całe nasze serce. Dla kogoś, kto chce żyć wg nauki Chrystusa stosunkowo łatwo jest rozróżniać dobro i zło. Jest to jednak jakieś minimum, jakby przygotowanie pola pod zasiew. Bardziej subtelnym i wymagającym staje się rozeznanie i wybór między dobrym a lepszym. Działanie Boże, a co za tym idzie, również działanie złego, staje się bardziej subtelne. Do człowieka bardziej „wyrobionego” można mówić większą gamą dźwięków, a i zły musi posługiwać się sprytniejszymi pokusami, by takiego człowieka, wychylonego ku Bogu, zwieźć (zob. reguły rozeznawania duchów II tygodnia). Takie rozeznanie i wybory dokonywane są w odniesieniu do tzw. rzeczy dobrych, a przynajmniej moralnie obojętnych. Mogą być nimi np. małżeństwo, kapłaństwo czy praca, posługa we wspólnocie etc. Wszystkie są same w sobie dobre, niektóre jednak okazują się dla lepsze, bardziej odpowiadające noszonym w sercu pragnieniom. Jeśli każdy wybór jest „nie-wyborem” czegoś drugiego, tak wybór tego, co lepsze wymaga pozostawienia ostatecznie tego, co dobre. By wybrać coś lepszego trzeba nam zrezygnować z czegoś, co jest dla nas ważne. Nie jest to łatwe!

 

Po dokonaniu fundamentalnego wyboru życia z Bogiem, trzeba w konsekwencji dobierać odpowiednie środki do celu, dla którego jesteśmy stworzeni. Celem naszego życia – jako dzieci Bożych – jest upodobnienie się do naszego Ojca. Św. Ignacy zawiera cel naszego życia w trzech słowach: chwalić, czcić i służyć Bogu i a przez to zbawić duszę swoją (Ćwiczenia Duchowe, 23). Inaczej mówiąc, Bóg wskazał nam sens życia: mamy żyć tak, by On mógł się nami pochwalić, pokazywać naszą godność i przekonywać, jak bardzo nas potrzebuje, by kochać innych. W takiej perspektywie nawet małżeństwo czy kapłaństwo są jedynie środkami do osiągnięcia celu, dla którego jesteśmy stworzeni. Niestety w życiu bywa i tak, że mylimy środki z celem (zob. Ćwiczenia Duchowe, 169).

 

W dokonywaniu wyboru człowiek powinien zwracać uwagę nie tylko na to, co wybierać, ale i czego nie wybierać! Mamy odrzucać wszystko to, co przeszkadza do realizacji celu. Chodzi o czystość moich intencji, czyli o wolność wewnętrzną. Przekonujmy się niejednokrotnie, że nie łatwo nam zrezygnować z tego, co nas trzyma. W tym, ogromnie ważna jest świadomość tego, kim jestem i co jest celem, a także czym jestem obdarowany. Jeśli zapominam kim jestem, szukam przewodników, kiedy zapominam, co jest celem mojego życia robię różne dziwne rzeczy; gdy zaś nie wiem, że jestem obdarowany, mogę tym nigdy się nie posłużyć.

 

Ważne jest pytanie o motywację, więc nie tylko „co robię”, ale „dlaczego” a raczej „dla – czego” (Kogo) to robię? W procesie rozeznawania i wyborów łatwo dajemy się zwodzić, dlatego trzeba nam patrzeć nie tylko na podejmowane decyzje, lecz również weryfikować je, zobaczyć ich owoce (Mt 7, 20). Służąc Bogu zwodzeni jesteśmy przez złego do szukania siebie i w konsekwencji posługując Jemu posługujemy się Nim dla własnych korzyści. Potrzebujemy więc dużej dojrzałości ludzkiej i umiejętności dystansu. Takie odkrycia nie powinny nas jednak zniechęcać. Winniśmy się uczyć również na błędach. Przy tej okazji warto zaznaczyć, że wyborów nie powinno się dokonywać w czasie strapienia (Ćwiczenia Duchowe, 317), gdyż wtedy mamy większą trudność w rozeznawaniu, a zły ma większe łatwość działania w nas.

 

Jak rozeznawać?

 

Dobrze jest znać taktykę złego ducha i sposób działania Boga. Z regułami rozeznawania św. Ignacego dobrze się jednak zapoznać w ramach rekolekcji. Nie sposób podać jednej stałej metody rozeznawania. Bóg przemawia do nas w różny sposób: od władzy rozumu aż po nadprzyrodzone natchnienia. Ponieważ jednak często nie wiemy jak się za to zabrać, oto kilka słów o trzech sposobach podejścia do wyboru. W dokonywaniu wyborów powinniśmy najpierw określić przedmiot wyboru a następnie zwrócić uwagę na następujące sposoby rozeznawania. Możemy:

 

  1. otrzymać wielką pewność, że właśnie tak mamy postąpić (np. św. Paweł z momencie swojego nawrócenia);
  2. jeśli takiej jasności nie ma, trzeba badać własne serce, jak reaguje na Słowo Boże, natchnienia, przyglądać się stanom pocieszenia i strapienia. Jeśli w procesie rozeznania myśl o danej perspektywie przynosi więcej pocieszenia i pokoju, który utrzymuje się przez dłuższy czas, możemy przypuszczać, że jest to dobry kierunek. Dobrze jest zawsze prosić o łaskę potwierdzenia i towarzyszenie duchowe drugiej osoby;
  3. może być również tak, że nie mamy pewności ani wyraźnych poruszeń. Wówczas możemy użyć rozumu i rozważać wszystkie „za” i „przeciw” jednej i drugiej możliwości, by potem na modlitwie to przedstawić Panu.

 

By we właściwym świetle rozeznawać dany temat można wyobrazić sobie siebie w obliczu śmieci i zapytać, czy w tej perspektywie dokonałbym podobnego wyboru. Możemy sobie również wyobrazić jak byśmy, w danej sprawie, którą rozważamy, chcieli poradzić naszemu dobremu przyjacielowi.

 

Jak lepiej służyć? Rewizje mojego życia.

 

Raz podjęty wybór potrzebuje wierności na co dzień. Jeśli dziś wybieram zgodnie z celem mojego życia, a jutro nie, lub jeśli tylko we wspólnocie, a w prywatnym życiu nie, trudno wyobrazić sobie wewnętrzną przemianę i postęp duchowy. W życiu nie można mieć wszystkiego. „Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych us (Ap 3, 15-16)” – mówi Bóg. Nie dość często zdajemy sobie sprawę, że walka duchowa trwa i będzie trwała do końca naszych dni. Skoro nasze życie jest polem walki, to trzeba opowiedzieć się, po której stronie chcemy walczyć! Raz zaprzysiężony do „armii Jezusa”, nie mogę dezerterować jutro czy pojutrze, czy służyć tylko od 7.00 do 15.00. Winieniem codziennie przechodzić „szkolenie”, by zrozumieć jak walczy się u boku Chrystusa i jaką strategią posługuje się nieprzyjaciel. Właśnie dlatego, że Bóg uczynił nas wolnymi, mamy możliwość dokonywania wyborów. Krocząc jednak przez życie potrzeba rozeznawać, by dokonywać wyborów zgodnych z tym, co dla nas najważniejsze i najbardziej autentyczne. Bóg udzielna nam wiele darów: rozum, serce, natchnienia, przekonania, proroctwa, autorytet Kościoła. Potrzebujemy umiejętnie posługiwać się tymi narzędziami nie lekceważąc i nie wyolbrzymiając żądnego z nich. Czerpmy z bogactwa Kościoła udzielanego Jego członkom przez charyzmaty. Słuchajmy nauczania Kościoła, który daje wykładnię nauki wiary. Posługujmy się rozumem, by umieć trzeźwo oceniać sytuację. Korzystajmy z rad Bożych kierowników duchowych. Nade wszystko jednak bądźmy ludźmi pokory, tj. zasłuchanymi w Jezusa Chrystusa, bo On jest Mistrzem, Panem i najlepszym przewodnikiem po drogach naszego życia.

 

o. Robert Bujak SJ

 

Źródło:

Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym, nr 6 (93) 2007
„Rozeznawanie w Duchu”, Wydawnictwo Bernardinum Lublin 2007