Świadectwo | Rozeznanie Drogi Życia
Mam na imię Maciek, mam 30 lat i co może wydawać się dziwne – na rekolekcje do Gdyni przyjechałem aż… z Krakowa. Dlaczego akurat Gdynia, a nie np. Krynica (w południowej ekipie SKB, gdzie byłoby chociażby dużo bliżej)?
Jakiś rok temu obejrzałem pierwszy raz w Internecie, film ks. Daniela Wojdy promujący te rekolekcje i po prostu tak poczułem, że powinienem na nie jechać, właśnie tu, do Gdyni. Wówczas jakoś nie udało się wszystkiego zgrać na tyle, aby móc przyjechać, dopiero teraz nastąpił dogodny moment.
Pierwotnie miałem kilka kwestii, które chciałem przemyśleć/przemodlić/rozeznać. W swoich notatkach, które prowadziłem już od momentu przyjazdu, jeszcze przed formalnym rozpoczęciem rekolekcyjnej ciszy, napisałem jednak, że w zasadzie to nie martwię się o to jakoś bardzo. Mając doświadczenie z poprzedniej SKB, Pan Bóg pewnie i tak pokaże mi coś innego. I tak właśnie było. Bóg pokazał mi coś zupełnie innego, a właściwie pozwolił mi doświadczyć ogromnej wolności, pokoju i radości w Nim. To było coś niesamowitego (Amerykanin pewnie użyłby określenia „mind-blowing”, które dość wiernie oddaje to, czego doświadczałem 😉 ). Cała ta spina zniknęła, zrozumiałem – jak to świetnie ujął mój rekolekcyjny kierownik duchowy, ks. Damian – że można wybierać. Wybierać w pełnej wolności, a Jezus ten wybór pobłogosławi i będzie ze mną w nim.
Pamiętam pierwszą medytację – prowadzoną. Kościół, 7 rano, ja w bardzo niewygodnym klęczniku,
z żołądkiem, który dopominając się śniadania, nijak nie chciał zachować milczenia. Miałem spore problemy aby się skupić. Myślałem, że w zasadzie to jest ona stracona – nie miałem jakiś zbytnich poruszeń… Jedynie rozważany fragment J 1, 35-42 podziałał trochę na wyobraźnię.
W tym fragmencie, Jan Chrzciciel spotkał Jezusa i wówczas uczniowie Jana poszli za Nim. Jezus, gdy zauważył uczniów zadał im pytanie „Czego szukacie?”. Ci odpowiedzieli „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”, „Chodźcie a zobaczycie” – padła odpowiedź. Dalej Pismo podaje, że uczniowie poszli i tego dnia pozostali u Niego. Gdzieś w sercu nieśmiało tliło się pragnienie, nawet do końca nie uświadomione, że ja też chciałbym Cię Jezu spotkać i zobaczyć jak mieszkasz. Nawet nie przypuszczałem, że ta medytacja, którą ja uważałem za straconą, była de facto medytacją proroczą. Dałem się zaprosić Jezusowi do Jego domu, poszedłem za Nim i pozostałem przez te 3 dni ciszy u Niego.
Kilka godzin później, już podczas pierwszej medytacji samodzielnej, medytowałem Psalm 139. Jako zaangażowanie wyobraźni, mieliśmy sobie wyobrazić to jak Bóg na nas patrzy. Gdy to zrobiłem, gdy poczułem to spojrzenie pełne miłości i czułości (ale dalekie od zniewieściałej ckliwości), a w dodatku poparłem to piątym wersem tego psalmu: „Ze wszystkich stron mnie ogarniasz i kładziesz na mnie swą rękę”. Miałem taki obraz, jak Jezus kładzie mi rękę na ramieniu jak przyjacielowi – wówczas doświadczyłem ogromnego pokoju i radości. To uczucie pozostało już ze mną do końca rekolekcji.
Dla mnie było to tym bardziej niezwykłe, że nieważne co wychodziło na medytacjach – ja oddawałem to Jezusowi, a On dawał mi jeszcze większy pokój i wolność.
Na poprzednich rekolekcjach SKB, kilka lat wcześniej (w Ciężkowicach), doświadczałem ogromnej walki duchowej. Dlatego też, jadąc do Gdyni, gdzieś w środku przygotowywałem się na podobną „przeprawę”. Było trochę niepokoju, jednak czułem, że naprawdę potrzebuję tej ciszy, tego czasu i akurat w taki sposób…
Stąd moje zaskoczenie, kiedy zamiast walki, jakiegoś oporu, czułem jak bardzo łapczywie wchodzę w tą ciszę, jak bardzo jej potrzebowałem. Była ona jak ożywczy deszcz dla spękanej, wyschniętej ziemi mojej duszy (jakkolwiek poetycko to zabrzmiało..).
Później, już podczas trwania ciszy, przez moment miałem nawet lekkie wyrzuty sumienia, bo czułem jak inni są tacy skupieni, poważni. Ja tymczasem praktycznie cały czas: uśmiech od ucha do ucha – nie byłem w stanie całkowicie ukryć tego pokoju i radości, który był we mnie. Dopiero nieoceniony ks. Damian, podczas jednej z rozmów, uspokoił mnie, że „tak też bywa” i „po prostu ciesz się tym!” Drugi raz nie musiał powtarzać 🙂
Jestem ogromnie wdzięczny Bogu za ten czas, za Jego dary i to doświadczenie obezwładniającej wolności jaką mam w Nim. Jestem także ogromnie wdzięczny Bogu za was – jezuitów, że bez żadnych duchowych „fajerwerków”, skromnymi środkami, odwalacie kawał dobrej, Bożej roboty, umożliwiając ludziom, m.in. takim jak ja – spotkanie się w ciszy z Nim.