Powołanie – czyj to wybór?
Temat powołania wpisuje się w poszukiwania swojego miejsca w świecie, w usiłowanie odkrycia sensu istnienia oraz rozpoznanie drogi życia, która zapewni człowiekowi szczęście i spełnienie. W duchowości ignacjańskiej, będącej szkołą rozeznawania, także rozeznawanie powołania zajmuje ważne miejsce. Czy jest ono moim własnym wyborem, czy też wolą samego Boga? Czy o powołaniu decyduję ja sam, czy też jest to decyzja Pana Boga?
Już samo formułowanie takich pytań niesie ze sobą konkretną wizję rzeczywistości. Dwa aspekty powołania – wolny wybór człowieka i wola Boga – pozostają ze sobą w relacji. Pytanie, jaka jest to relacja: przeciwstawienia czy wzajemnego dopełniania się? Spróbujmy zatem przyjrzeć się temu nieco bliżej.
Rozważając, czym jest powołanie, moglibyśmy problem ująć w postaci alternatywy: albo jest to mój wybór, albo wola Boża.
Co oznacza takie ujęcie? Jeżeli na pierwszym miejscu postawimy wolę Boga (i tylko ją), otrzymamy wizję rzeczywistości, która zakłada obraz Boga jako tego, komu nie po drodze z ludzką wolnością. Wola Boga jawi się jako mniej lub bardziej tajemne dekrety, przechowywane w nie mniej sekretnych archiwach, do których każdy powinien w jakiś sposób się dostać, zapoznać z nimi i skrzętnie je zrealizować. Człowiek nie ma wyboru. Bóg może, co prawda, ale wcale nie musi, uwzględniać pragnień człowieka i jego sytuacji. Powołanie i wierność są wtedy kwestią tego, czy człowiek wolę Boga odgadnie właściwie i wykona, czy też nie. W tak ujętej rzeczywistości, sama myśl o powołaniu wywołuje wielki lęk, który paraliżuje w momencie podejmowania konkretnych wyborów.
Powyższa wizja jest, po pierwsze, statyczna: żadne modyfikacje, korekty, zmiany decyzji nie wchodzą w grę. Po drugie: brak tu relacji osobowej między Bogiem i człowiekiem. Liczy się tylko „wola Boża”, tajemnicza przestrzeń między Nim a nami, a ona zamiast łączyć – oddziela nas od Niego. Bóg nie jest już Emmanuelem, lecz staje się odległym władcą lub wielkim biurokratą, który nie ma względu na osobę. W dodatku człowiek alienuje się od własnego serca, nie mają bowiem znaczenia jego poruszenia, ludzkie pragnienia ani tęsknoty. To jest jedna skrajność.
Druga polega na absolutyzowaniu wyboru człowieka. Liczy się tylko to, czego ja chcę. Ja sam jestem panem swojego losu, sam decyduję o tym, co mam robić i jaką drogą mam pójść. Trudno tutaj w ogóle mówić o powołaniu, ponieważ brak tu relacji i dialogu, nie ma nikogo poza mną, kto by mnie wołał, wzywał, zapraszał do czegokolwiek. Brak tego, który powołuje.
Takie rozumienie sprawia, że człowiekowi trudno jest przekroczyć samego siebie. Sam dla siebie staje się początkiem i wypełnieniem „powołania”. Podobnie jak nie da się samemu wyciągnąć siebie za włosy – tak człowiek skoncentrowany na sobie nie jest w stanie siebie przekroczyć (a to jest warunkiem dopełnienia siebie). Jasne staje się wówczas to, że w momencie trudności, kiedy nie znajdzie w sobie samym siły do wytrwania na obranej drodze – nastąpi zmiana kierunku, opcji życiowej, ponieważ brakuje Tego, który może go dopełnić. Paradoksalnie, choć takie podejście wydaje się honorować ludzką wolność, to w gruncie rzeczy prowadzi człowieka do zniewolenia sobą samym, do zamknięcia w sobie, alienacji i rozczarowania sobą.
Kiedy przyglądamy się tym dwu sposobom patrzenia, widzimy, że coś tu nie gra. Jednak w myśleniu o powołaniu, nie mówiąc już o konkretnym rozeznawaniu, któreś z tych ekstremów może nas kusić albo wpędzać w pułapkę błędnego myślenia.
Dopiero doświadczenie przyjaźni z Bogiem uczy nas spojrzenia na powołanie jako na miejsce współpracy człowieka z Bogiem, wolności z łaską, innymi słowy – harmonię między wyborem człowieka i wolą Bożą.
Na czym polega ta współpraca? Katechizm Kościoła Katolickiego podkreśla na samym początku, że Bóg pragnie dla człowieka szczęścia: „Bóg, w samym sobie nieskończenie doskonały i szczęśliwy, zamysłem czystej dobroci, w sposób całkowicie wolny, stworzył człowieka, by uczynić go uczestnikiem swego szczęśliwego życia. Dlatego w każdym czasie i w każdym miejscu jest On bliski człowiekowi. Bóg wzywa człowieka i pomaga mu szukać, poznawać i miłować siebie ze wszystkich sił. Wszystkich ludzi rozproszonych przez grzech zwołuje, by zjednoczyć ich w swojej rodzinie – w Kościele. Aby to zrealizować, posłał swego Syna jako Odkupiciela i Zbawiciela, gdy nadeszła pełnia czasów. W Nim i przez Niego Bóg powołuje ludzi, by w Duchu Świętym stali się Jego przybranymi dziećmi, a przez to dziedzicami Jego szczęśliwego życia” (KKK, 1).
Bóg zatem ma konkretny zamiar wobec każdego z nas. I to jest nasze szczęście. Jednocześnie to do nas należy podjęcie decyzji, jaką drogę obierzemy, by to szczęście, do którego Bóg nas zaprasza, osiągnąć. Chodzi o podstawowe kryterium wszelkich wyborów, jakim jest miłość, decyzja podjęta w wolności.
Święty Paweł pisze: „Wiemy przecież, że tym, którzy kochają Boga i którzy zostali powołani zgodnie z jego wcześniejszym zamysłem, wszystko służy dla ich dobra. (…) Tych, których Bóg wcześniej poznał, tych też przeznaczył, aby byli obrazem Jego Syna, pierworodnego pośród wielu braci” (Rz 8,28-29). Jakkolwiek banalnie to brzmi, miłość jest punktem wyjścia i celem każdego powołania. Jedynie ona stanowi fundament naszych wolnych wyborów. Bóg, jak podkreśla Apostoł, jest naszym partnerem na tej drodze. Wszystko służy naszemu dobru – każda droga, o ile jest zgodna z naszym osobistym, najgłębszym pragnieniem i o ile prowadzi do coraz większej miłości.
To, że sami mamy decydować o sposobie realizacji powołania, rodzi poczucie odpowiedzialności i wzywa do osobistego zaangażowania.
Powołanie to nie jest prezent dany człowiekowi przez Boga raz na zawsze. Będąc darem, który człowiek przyjmuje, staje się także zadaniem. Otwiera nową perspektywę, a jednocześnie wyznacza konkretny życiowy kierunek.
Podjęty przez człowieka wybór drogi życia – z jednej strony stanowi obietnicę rozwoju, wzrastania w miłości poprzez przekraczanie siebie, ponieważ towarzyszy temu świadomość, że to najgłębsze pragnienie w nas jest jednocześnie tęsknotą za Nieskończonym. Z drugiej strony – podjęty z miłości wybór pociąga za sobą konkretne konsekwencje, polegające na pozostawieniu wielu innych możliwości realizacji siebie.
W powołaniu chodzi przecież o fundamentalne odniesienie do Jezusa. To On zajmuje centralne miejsce w całej tej przygodzie. Jezus Chrystus sam jest uosobieniem woli Bożej. On jest Drogą, która prowadzi ludzi do jedności z Bogiem i do prawdziwego szczęścia. Nie można mówić o powołaniu chrześcijańskim (a wydaje się, że także ludzkim) bez odniesienia do Niego. On jest przecież Prawdą o Bogu, o człowieku i o relacji między nimi. Człowiek, który z wiarą podejmuje wybór dotyczący drogi życia, jest wezwany do tego, by w swoim życiu stawać się obrazem samego Jezusa (On jest Życiem), czyli świadkiem miłości Boga Ojca. Bycie obrazem prowadzi zaś do bycia jedno z Jezusem – do stawania się Jego Ciałem. A to oznacza, że powołanie zawsze prowadzi nas do wspólnoty Ciała Chrystusa.
Każde powołanie jest przygodą nie tylko pojedynczego człowieka, który z odpowiedzialnością i wolnością podejmuje decyzję, w jaki sposób chce dążyć do szczęścia w swoim życiu. To także przygoda Kościoła, dlatego każde osobiste rozeznanie jest poddawane rozeznaniu wspólnoty.
Kiedy na powołanie spojrzymy jako na współpracę człowieka i Kościoła z łaską Boga – widzimy, że jest to tajemnica dotycząca serca człowieka (misterium jego spotkania z Chrystusem) i angażująca wspólnotę Kościoła. Właściwe pojmowanie tej współpracy prowadzi do wzrostu w wewnętrznej wolności, a także do zaangażowania w realizację życiowych wyborów i we wspólnotę Kościoła. Powołanie przeżywane jest wtedy jako zaproszenie do coraz większego zaufania Bogu i jednoczesnego doświadczania, że Bóg jest pierwszym, który obdarza nas zaufaniem i włącza nas w swoje życie. To tak, jakby człowiek mówił: „Jezu, ufam Tobie” i słyszał z Jego ust: „Człowieku, ufam tobie”.
O. Mateusz Ignacik SJ